Podejrzenia o wyzysk, zastraszanie, wypadki. Czy największa sieć hipermarketów w Holandii wykorzystuje Polaków?
Data publikacji: 28.03.2018 – Simone Peek, Sylvana van den Braak
——
Czy masz problem z OTTO Workforce? Skontaktuj sie z Vrije Bond (vrijebond-arbeid@riseup.net – 0858778958). Pomozemy Ci bezpłatnie!
——
Za niepewną płacę pod dużą presją i w obliczu kar tysiące Polaków segregują artykuły w magazynie Albert Heijn największej sieci hipermarketów w Holandii. A po zakończeniu swojej zmiany są oni wywożeni gdzieś do lasu lub na skraj miasta. – Czuję się jak dziewczyna na telefon – przyznaje jeden z nich. Jako jedyni w Polsce publikujemy materiał platformy dziennikarzy śledczych INVESTICO.
„Ping”. Jest godzina czwarta dwadzieścia osiem po południu w deszczową styczniową środę 24 stycznia. Na drugim piętrze szeregowego domu w Almere Tomasz chwyta za telefon. SMS nie jest długi:Witamy. Jutro zaczynasz o 3:00. Pozdrawiamy, OTTO Almere. – Jutro zaczynasz o godzinie trzeciej w nocy. ‘Nie wiem, czy powinienem teraz zjeść kolację czy śniadanie – mówi Polak.
Holenderska norma dla Polaka
– Franciszka i Jowita! Ostatni raz mówię dziś do was! – krzyczy team leader łamanym angielskim. W centrum dystrybucyjnym Albert Heijn Online w Rotterdamie, które sama firma nazywa Home Shop Center, rośnie tempo pracy. Na ścianie znajdują się rozpiski i zestawienia z wyłącznie wschodnioeuropejskimi nazwiskami. Franciszka chwyta za telefon, którym nagrywała okrzyki kierownika i robi ścianie zdjęcie. „Igor: liczba artykułów 148”, „Jerzy: liczba artykułów 553”. Na ścianie każdy pracownik ma podaną swoją „produkcję” z pierwszych trzech godzin zmiany. Produkcja to liczba artykułów wypełniających półki i paczek zapakowanych przez pracownika. Ostatnia pozycja w wiszącej na ścianie tabeli wskazuje „normę”, czyli w jakim tempie pracownik pracował i ile paczek przygotował w godzinę. Liczba ta jest porównywana przez kierowników z docelowym standardem Alberta Heijna, czyli liczbą artykułów, które pracownik powinien był zapakować. Im wyższa norma pracownika, tym mniej tych pracowników potrzeba. Im mniej ludzi zrobi potrzebną pracę, tymwiększy zysk dla firmy. „Więc dawaj! Norma musi być wyższa! Nie rozmawiaj już z innymi! Wykonaj swoją pracę! Pięćdziesiąt produktów to za mało. Zrozumiano?’ rozbrzmiewa w magazynie”.
– Sama praca nie jest aż tak zła – mówi Tomasz z Almere, zanim się położy, by złapać choć kilka godzin snu przed nocną zmianą. Uważa jednak, że zakładowe normy są nieosiągalne (ponad 450 produktów zeskanowanych w godzinę), a nieprzewidywalność tego, kiedy i ile może pracować, jest problematyczna. Dzisiaj był w stanie „stand-by”, czyli „w gotowości”, z możliwością wezwania do pracy w każdej chwili. – Dzwonią do mnie wtedy, kiedy mnie potrzebują. Czuję się jak dziewczyna na telefon – mówi.
Nie on jeden. W ubiegłym roku w holenderskich centrach dystrybucji strajkował personel zaopatrzeniowy. Pracownicy, głownie obcokrajowcy (80 proc. to Polacy) wyrażali niezadowolenie z warunków pracy w logistyce, częściowo z powodu presji związanej z rosnącą sprzedażą internetową. Ten problem czasami na chwilę staje się głośny jednak sprawa szybko przycicha.
Polacy czyli tania siła robocza
‘I znów Hamsterweken (hol. chomikowanie)! Ponad trzy tysiące Polaków dokładnie wie, co oznacza to hasło reklamowe. Dla nich to tygodnie, w których niezwykle wzrasta tempo pracy w magazynach i centrach dystrybucji sklepów Albert Heijn dla sklepów stacjonarnych i sprzedaży internetowej.
Albert Heijn jest liderem wśród holenderskich supermarketów z 35,3-procentowym udziałem w rynku, jego główny konkurent Jumbo zajmuje drugą pozycję z 18,7-procentowym udziałem. W samych centrach dystrybucyjnych dla stacjonarnych sklepów Alberta Heijna zatrudnionych jest pięć tysięcy osób, z czego około dwa tysiące to pracownicy tymczasowi, zatrudnieni przez biura pośrednictwa pracy. Ponadto od 3000 do 3500 osób pracuje w magazynach przeznaczonych do internetowej sprzedaży. Mniej więcej 80 proc. z nich to pracownicy tymczasowi (choć po holendersku tymczasowi i elastyczni brzmi tak samo) – twierdzi związek zawodowy FNV. Co najmniej siedmiuset pracowników tymczasowych zatrudnionych jest przez OTTO Work Force, agencję pracy tymczasowej, która jest w Holandii liderem jeśli chodzi o międzynarodowe pośrednictwo pracy. Oprócz OTTO rekrutowaniem personelu dla Alberta Heijna (oraz dla m.in. Jumbo czy holenderskiej poczty) zajmują się też Adecco, E&A, Tempo-Team i Unique (polska agencja). Według stowarzyszeń branżowych ABU oraz NBU w Holandii w 2016 roku pracowało blisko 120 tys. migrantów, 80 procent z nich pochodziło z Polski.
Jak żyją? czy ich prawa są przestrzegane? Czy nie dochodzi do wyzysku? Przez ostatnich kilka miesięcy dziennikarze holenderskiej platforma dziennikarstwa śledczego Investico oraz magazynu De Groene Amsterdammer sprawdzali w jaki sposób funkcjonują pracownicy tymczasowi w centrach dystrybucyjnych.
– Znaleźliśmy się w ciężkim świecie, w którym w miejscu pracy panuje duża presja, gdzie zdarzają się niepotrzebne wypadki, a zastraszanie nie jest rzadkością. Pracownicy tymczasowi zatrudniani są na podstawie krótkich umów, harmonogramy na dany dzień pracy sporządzane są dopiero wieczorem dnia poprzedniego, istnieją częściowo niepłatne zmiany – piszą autorzy materiału. Newsweek.pl jako partner Investico w Polsce przedrukowuje wyniki ich dziennikarskiego śledztwa.
AAA Polakowi dam pracę balansującą na granicy prawa
W Holandii trudno jest zorganizować sobie zakwaterowanie we własnym zakresie. Dlatego pracowników często lokuje się w lesie lub na obrzeżach miasta w małych, czasem zaniedbanych mieszkaniach, za które trzeba płacić wysokie najmy. Agencja pracy tymczasowej i pracodawca zbudowali doskonałą maszynę do życia i pracy dla pracowników centrum dystrybucyjnego. Tyle, że ta maszyna balansuje na krawędzi prawa.
W ramach naszych badań odwiedziliśmy miejsca, w których mieszka w sumie ponad czterysta zagranicznych pracowników i zapytaliśmy dziesiątki z nich o ich doświadczenia. Na platformach takich jak YouTube, Niedziela, gowork.pl czy Indeed.nl wielu pracowników zostawia komentarze na temat agencji OTTO. Na Facebooku znaleźliśmy i skontaktowaliśmy się z (byłymi) pracownikami centrów dystrybucyjnych Albert Heijn. Nawiązaliśmy również kontakt z Polakami zajmującymi się zbieraniem zamówień (orderpicker) i obsługą wózków widłowych. Pracownicy opowiadali o swoich doświadczeniach i udostępniali odcinki wypłat, korespondencję, kontrakty i sypialnie. Przejrzeliśmy zdjęcia, filmy, a nawet nagrania dźwiękowe dotyczące interakcji w miejscu pracy.
Znamy tożsamość każdego, z kim rozmawialiśmy. Zweryfikowaliśmy ich wypowiedzi z innymi źródłami. Nikt z nich nie chce wychylać się ze swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, bo nie wolno im mówić o pracy poza nią. Ale ich historia jest ważna. Co dzieje się w świecie kryjącym się za naszymi zakupami?
Mata wolna od krwi
“Wszystko było fajnie aż dotarłem do Rotterdamu”, mówi Górka z Madrytu przez Skype’a. Pracę w OTTO znalazł za pośrednictwem aplikacji Job Today. Natychmiast został zaproszony do małego biura. W ciągu pięciu minut dowiedział się, co będzie robił – zbieranie zamówień dla Albert Heijn Online. Jego CV nie było wcale omawiane i nie zamieniono ani jednego słowa po angielsku. Trzy dni później znalazł się w dzielnicy robotniczej w Rotterdamie, gdzie znajdowało się mieszkanie zorganizowane przez agencję pracy. Tej nocy spał w pokoju z kimś, kogo nigdy wcześniej nie spotkał, na materacu “trochę grubszym niż mata do jogi”. Na szczęście nie miał on „plam od krwi poprzedniego lokatora”, tak jak jego sąsiad.
Agencja da pracę i dom
„SZACUNEK jest i pozostanie sednem naszych działań„, to motto OTTO Work Force, międzynarodowej agencji pracy tymczasowej z siedzibą w Venray w prowincji Limburg. Firma istnieje od 2000 roku i najpierw sprowadzała do Holandii pracowników z Opola, którym przysługiwało prawo do niemieckiego paszportu. Obecnie OTTO Holding osiąga obroty w wysokości 262 mln euro, a w 2016 roku osiągnął zysk w wysokości 6,3 mln euro. Firma rekrutuje dziś głównie przez Internet, za pośrednictwem mediów społecznościowych oraz we współpracy z mniejszymi lokalnymi biurami. OTTO inwestuje w pozytywne postrzeganie marki. Byli na przykład głównym sponsorem Polskiego Związku Łyżwiarskiego a prezes Frank van Gool zasiadał w zarządzie fundacji Polonus, która do 2016 roku organizowała w Holandii, sponsorowany przez OTTO, „Wybór Polaka Roku w Holandii”.
Aby zakwalifikować się do pracy w OTTO wg firmy kluczowe są trzy cechy: „osobowość”, „motywacja” i „dyspozycyjność”. Każdego roku ponad 20000 osób spełnia te wymagania, z czego ponad 5500 pracuje w Holandii.
Praca jest tylko częścią relacji którą OTTO zawiera z ludźmi. Równie ważne jest zakwaterowanie, ponieważ po pracy gdzieś musi być łóżko. Biuro pośrednictwa pracy zapewnia miejsce do spania przynajmniej połowie pracowników. Zazwyczaj jest to łóżko w kontenerze mieszkalnym lub domu letniskowym z czterema innymi osobami. Czasami jest to dom lub apartament. Agencja potrąca z wynagrodzenia czynsz – około trzystu do czterystu euro miesięcznie.
W Holandii maksymalna wysokość najmu, jaką pracodawca może odliczyć z wynagrodzenia określona jest w ustawie i wynosi 25 proc. płacy minimalnej, co odpowiada kwocie od 276,15 do 394,50 euro, w zależności od wieku [płaca minimalna w Holandii jest zależna od wieku – rośnie wraz z wiekiem]. Tego trzyma się OTTO. Problem w tym, że jeśli czyjaś praca zaplanowana jest tylko na kilka godzin w tygodniu, cena z najem nie spada. W pierwszym tygodniu Górka przepracował dwadzieścia godzin i zarobił nieco ponad dwieście euro. Po odliczeniu tygodniowego najmu (87 euro) i ubezpieczenia zdrowotnego (22 euro) pozostało mu sto euro. OTTO potrąciło prawie pięćdziesiąt procent jego wynagrodzenia.
– Nie jest to dozwolone – mówi Bart Maes, prawnik specjalizujący się w prawie pracy. I tłumaczy, że pieniądze, które mogą być potrącane to jedna czwarta zarobionej kwoty, do wysokości płacy minimalnej. Jeżeli kwota ta jest wyższa, wynajmujący będzie musiał pobrać ją w inny sposób, na przykład poprzez potrącenie z dodatku urlopowego, jeżeli jest on wystarczający. Jestem zaskoczony, że OTTO nie ma w tym porządku, ponieważ w ciągu ostatniego roku był to gorący temat wśród agencji pracy tymczasowej.
Mieszkanie również musi spełniać przeróżne warunki. Na przykład, na osobę musi przypadać dziesięć a w niektórych przypadkach nawet dwanaście metrów kwadratowych, musi być też łóżko, szafka i krzesło. Nie powinno być pleśni, zgodnie ze znakiem jakości Stichting Normering Flexwonen (Fundacja Normalizacji Mieszkań Pracowniczych). Podczas naszych wizyt w czterech lokalizacjach mieszkalnych stwierdziliśmy, że wiele mieszkań nie spełnia tych wymagań. Górka musiał jeść na zużytym łóżku, bo w jego lokum było tylko jedno krzesło dla trzech mieszkańców. Jeden z lokatorów w Diemen powiedział, że w nocy słyszał szczury drapiące o podłogę pod domem. Widzieliśmy rynny zawalone pod ich własnym ciężarem i nieszczelny dach, którego nie dało się naprawić.
Nadzorca dla Polaka
Adam jest dwudziestoparolatkiem. Pracuje dla Albert Heijn Online od jesieni 2017 roku i mieszka w mieszkaniu zapewnianym przez OTTO. Pamięta jak pewnej niedzieli rano dwóch mężczyzn nagle stanęło w kontenerze mieszkalnym. – Wszystko spychali na bok. To było zastraszające – opowiada. Zrozumiał, że zarządca mieszkania szukał marihuany. W tych mieszkaniach nie wolno używać narkotyków. Przeszukano również jego rzeczy osobiste i pięciu współlokatorów. W końcu znaleźli fajkę wodną i ją zabrali. Należała do jego współlokatora, ale żeby go chronić, powiedział, że fajka jest jego. W ten sposób otrzymał swoje pierwsze ostrzeżenie. Po trzech ostrzeżeniach mieszkaniec musi opuścić lokum. Jego współlokator miał już dwa.
Firma GoodStay dostarcza nadzorców, którzy „sprawdzają, ustalają i komunikują” w mieszkaniach OTTO, mówi Gert Meijboom, menedżer operacyjny kierowników regionalnych: – Chcesz mieć kogoś na miejscu, aby mieć pewność, że ludzie dobrze się zachowują.
W miejscowości Diemen pracownicy są zakwaterowani w pięciokondygnacyjnych kontenerach mieszkalnych na skraju dawnego parku biurowego. Jest to improwizowany apartamentowiec w czerwono niebieskiej kolorystyce OTTO. Według naszych obliczeń 23 podwójne kontenery mieszkalne z pięcioma mieszkańcami generują ponad 42 000 euro miesięcznie. – Rynkowa komercyjna cena najmu. Nie ma w tym nic społecznie dotowanego – mówi właściciel spółdzielni Woonstichting De Key. Po drugiej stronie mieszkają samodzielnie studenci w kilku kontenerach, z własną łazienką i kuchnią, za 390 euro miesięcznie (z państwowym dodatkiem mieszkaniowym). Mniej niż trzynaście euro za metr kwadratowy, podczas gdy migranci zarobkowi płacą prawie trzydzieści euro za metr kwadratowy.
Ponadto, że zakwaterowanie OTTO jest czasem podniszczone, odludne i drogie, to jeszcze często położone jest bardzo daleko od codziennych udogodnień, takich jak kawiarnie, siłownie czy supermarket. Ot domki położone w rezerwacie przyrody w pobliżu gminy Oisterwijk w prowincji Noord-Brabant (Brabancja Północna) znajdują się czterdzieści minut spacerem od najbliższego środka komunikacji publicznej. Z kolei mobilny kemping w Lunteren znajduje się czterdzieści minut pieszo od najbliższego supermarketu. Głównie ze względu na pracę w nieregularnych godzinach pracownicy żyją w izolacji od społeczeństwa holenderskiego. Są niewidoczni.
To nie przypadek. Kwatery migrantów zarobkowych są często świadomie planowane poza obszarem zabudowanym. Wouter Jungst, urzędnik ds. polityki w gminie Diemen, mówi: – Mieszkańcy nie chcą sześciu Polaków w mieszkanku na osiedlu mieszkaniowym. W weekendy piją piwo, nie zostawiają śmieci we właściwych miejscach i nie pielęgnują swojego ogródka. Aby zapobiec tego rodzaju problemom, zorganizowaliśmy hotele -.
W planie zagospodarowania przestrzennego kontenery są hotelem pracowniczym, „przeznaczonym do czasowego pobytu migrantów zarobkowych”. Fakt, że ludzie czasami przebywają tam przez lata, nie umniejsza tymczasowego charakteru zakwaterowania. Według urzędnika ds. polityki nie chodzi tu wyraźnie o mieszkalnictwo. Mieszkanie jest trwałe, inwestujesz w nie. Tutaj się nocuje.
Na skraju lasu Veluwe w Uddel znajduje się również park domków letniskowych, w którym przebywają pracownicy OTTO. Polak i Bułgar grają w ping-ponga na stole pomiędzy bukami. Mogą, bo mają na to czas. Pracują w fabryce części samochodowych. Tutaj mogą liczyć na standardowy pięciodniowy tydzień pracy. Mają pewność. Gdzie jest naprawdę źle? Chłopaki wymieniają się spojrzeniami. Piłeczka ping-pongowa odbija się delikatnie klikając między ich rakietkami na stole. “Albert Heijn”, mówi chłopak z Płowdiw.
Nocna zmiana
W centrum dystrybucji pracę zawsze kończy się między szóstą a siódmą rano. Pracownicy odwieszają swoje zestawy słuchawkowe z powrotem w szafeczce. Personel w kokpicie, w sercu centrum dystrybucyjnego, gdzie za pomocą głośników i zestawów słuchawkowych steruje się zbieraniem i kompletowaniem zamówień, zostaje wypuszczony. Z boku ścieżek magazynowych czeka rząd pomarańczowo-czerwonych wózków widłowych, z których będzie korzystać kolejna grupa pracowników.
– Wielu kolegów chce być tam wcześniej. Po co by wziąć najszybsze wózki – mówi Łukasz, który pracuje w centrum dystrybucji online w Rotterdamie. Masz szybki wózek? Wtedy będziesz miał większe szanse na zrobienie normy. On sam uważa, że to śmieszne. – Ludzie się dają zastraszyć i każda zmiana pracuje ponad kwadrans za darmo. Nie biorę w tym udziału – mówi.
Przed oficjalnym rozpoczęciem pracy kierownik zespołu często wzywa pracowników aby zmobilizować ich do szybkiego tempa. Łukasz opowiada: – Miesiąc temu wezwano nas na dywanik. Kierownik powiedział: straciliśmy przez was 18 000 euro. Pracujecie zbyt wolno, norma regularnie nie jest osiągana. Dzisiaj musicie pracować lepiej. Łukasz: twoja norma jest za niska. Wyjaśnij, jak to jest! -.
– Co kilka godzin jesteśmy wzywani do cięższej pracy – mówi trzech pracowników z Rotterdamu i Almere: – Czasami dochodzi do tego, że pracownicy nie ośmielają się chodzić do toalety – mówi Danka. Kilka tygodni temu kierowniczka rozmawiała z jej kolegą, ponieważ zbyt długo przebywał w toalecie. Ale nie wszyscy się tym przejmują. – Nie jestem przecież niewolnikiem – mówi Adam. Niektórzy pracownicy pomijają swoje przerwy, aby ich norma nie pogorszyła się. Kierownicy nawet zachęcają do tego w niektórych przypadkach . – Może uratujesz normę, jeśli poświęcisz przerwę – mówią.
Praca na stand-by
Produkty Albert Heijn są dystrybuowane 24 godziny na dobę. Proces zamawiania jest prawie w pełni zautomatyzowany. W sklepach kasy śledzą ilość sprzedawanych produktów. Dział uzupełniania zapasów monitoruje ilości klientów oraz prognozy pogody, a także wykorzystuje algorytmy do określenia, ile towaru należy dostarczyć do sklepu. Na przykład, w przypadku skanowania dużej ilości jednego produktu przy kasach, nie jedna paleta piwa jest pakowana w centrum dystrybucji, lecz dwie.
Znienawidzone przez pracowników dyżury gotowości są wynikiem tego systemu: niestabilne potrzeby klienta Alberta Heijna muszą być stale zaspokajane. Kiedy nagle robi się bardzo gorąco, cały kraj zaczyna grillować i potrzebnych jest więcej rąk do pracy w centrach dystrybucji. Osoba, która pozostaje w stanie gotowości (stand-by) w domu, może zostać wezwana w każdej chwili, ale za czekanie nie otrzymuje zapłaty. Kilka sobót temu Tomasz otrzymał rano sms’a informującego go, że musi zacząć pracę w ten sam dzień o godzinie 14.30 – mówi. Pół godziny później ponownie zadzwonił jego telefon: jesteś w rezerwie. – Przyjechałem tu do pracy, żeby utrzymać mojego dziesięciomiesięcznego syna. Ale zamiast robić godziny, siedzę i czekam, aż może zostanę wezwany – narzeka. Pracownik tymczasowy nie może również pracować w niepełnym wymiarze godzin w innym przedsiębiorstwie, ponieważ zabrania tego jego umowa o pracę.
Mimo, że zawsze jest garstka pracowników gotowych do pracy, pójście na zwolnienie lekarskie nie jest mile widziane. Franciszkę gdy była chora stale wzywano do biura pośrednictwa pracy. Pytanie: zawsze takie samo: „Kiedy wracasz do pracy?”. Następnego dnia musiałam przyjść do biura. Gdybym tego nie zrobiła, miałabym kłopoty – opowiada Polka.
Ci, którzy nie pracują wystarczająco ciężko, nie są już dłużej zapisywani na następne dni. Czasem są od razu zwalniani. Franciszka przeszła operację kolana i wróciła do pracy po sześciu tygodniach fizjoterapii. „Ważne było, aby nadal regularnie wykonywać ćwiczenia rehabilitacyjne podczas pracy. Kierownik chronił mnie i powiedział, że jest to konieczne dla mojego zdrowia”. Ale gdy nie zrobiła normy przeniesiono ją na inne stanowisko. gdy i tam obolałe kolano utrudniało spełnienie normy kazano jej odejść.
Jak się pani pracuje?
Korytarz w Rotterdamie jest pokryty żółtkami jaj. Franciszka bierze telefon i robi zdjęcia. Ze względu na dużą presję pracy wielu pracowników nie uważa dostatecznie, w wyniku czego skrzynie są ciężko wpychane na półkę, a niektóre spadają z drugiej strony. Czasami kawałek upada lub koledzy zostają uderzeni. Aldonie spadła na głowę skrzynka pełna pomidorów.
Podczas chodzenia po chłodni na dziale głęboko mrożonych produktów, gdzie jest około minus 23 stopni, Franciszka filmuje lśniącą gładkość podłogi. Łukasz mówi, że niektórzy pracownicy lubią pracować w chłodni, bo jest tam mało przełożonych lub nie ma ich wcale. – Ale ciężko pracujesz, aby utrzymać ciepło. Zwłaszcza w przypadku nagłego przeniesienia z działu świeżej żywności do chłodni. Bo nie ma czasu na dostanie cieplejszej odzieży. Ponadto śliskość powoduje niebezpieczne sytuacje – mówi Łukasz. Albert Heijn obiecał posypać solą, aby było mniej ślisko. Ale w dalszym ciągu nic się nie dzieje. Na początku grudnia kolega Łukasza pośliznął się i źle upadł, przez co zwichnął kolano.
Pracownicy tymczasowi OTTO, którzy pracują dla Alberta Heijna, są zobowiązani do zachowania poufności, tak wynika z umów o pracę tymczasową, które widzieliśmy. Ten, kto się nie dostosuje zostanie ukarany grzywną w wysokości 500 euro. A jeśli grzywna nie jest płacona bezpośrednio, to należy się kolejne 250 euro dziennie. Ze względu na tę klauzulę wielu pracowników tymczasowych obawia się “wychylania” i mówienia o swoich warunkach płacy i pracy. Według OTTO grzywny za naruszenie poufności zostały już usunięte z umów o pracę. Ale zirytowani pracownicy opowiadają nam, że kiedy mówią coś negatywnego lub zadają niewygodne pytania, to nie dostają godzin lub zostają przeniesieni.
Harmonogramy na następny dzień każdego wieczoru około godziny szóstej wywieszane są w obiekcie zakwaterowania i wysyłane sms’em. Czasami godziny pracy są potwierdzane dopiero o dziesiątej wieczorem. Zdarza się również, że pracownik usłyszy od OTTO, że lepiej by było żeby mieszkał lub pracował gdzie indziej. Adam był na urlopie w Polsce, kiedy dowiedział się od współlokatora, że ktoś z OTTO przyszedł z wiadomością, że musi przenieść się do Lelystad. – Uniemożliwia to niemalże całkowicie budowanie jakiegokolwiek życia prywatnego – narzeka. – Nie możemy niczego zaplanować – potwierdza Danka, która mieszka w Diemen.
Pracownicy gorszego sortu
W magazynie pracują zarówno pracownicy bezpośrednio zatrudniani przez Alberta Heijna, jak i pracownicy tymczasowi – agencyjni. Pracownicy AH ze stałą umową mogą być rozpoznani za pomocą odzieży z logo firmy. Pracownicy tymczasowi noszą własną odzież. Oprócz różnych ubrań, mają też inne kontrakty. Pracownik tymczasowy ma umowę o pracę tymczasową, często z ograniczoną liczbą gwarantowanych godzin pracy. Na papierze wszystko się zgadza. W przypadku choroby trwającej dłużej niż jeden dzień, otrzymasz 91 procent średniego dziennego wynagrodzenia. Ale dwaj pracownicy opowiadają nam, że kazano im przyjeżdżać i pracować, kiedy byli chorzy. Trzej inni mówią, że po tym, jak zgłosili chorobę „za karę” nie zostali uwzględnieni w harmonogramie na kolejny tydzień.
W Geldermalsen znajduje się krajowe centrum dystrybucji Alberta Heijna. Często można tam spotkać Marco van Grinsvena, wiceprezesa ds. logistyki sieci supermarketów. Jego buty ochronne wyróżniają się jasnoniebieskim brzegiem na szwach – wszystkie pozostałe buty robocze są ciemnoszare. Podczas oprowadzania pozdrawia każdego pracownika, którego mijamy. – Śmiem twierdzić, że udało nam się to bardzo dobrze zorganizować – mówi Van Grinsven. W praktyce wygląda to tak, że czterdzieści do pięćdziesięciu procent „naoliwionej maszyny” jest uzależnione od migrantów zarobkowych. – Nie używamy tego terminu. Wszyscy są pracownikami Alberta Heijna. Ale sto procent pracowników tymczasowych tutaj to Polacy – przyznaje Van Grinsven.
Holenderskie supermarkety są tanie. Klienci wydają na swoje zakupy o około dziesięć procent mniej niż w Belgii, Anglii i Niemczech. Nie jest to związane tylko z kosztami w centrach dystrybucji – mówi dział prasowy Alberta Heijna. – Cena produktu zależy od bardzo wielu czynników, takich jak zakupy, materiały na opakowania, koszty marketingowe, a także koszty personelu-.
Do Van Grinsvena nie przemawia fakt, że na pracowników dystrybucji nałożono bardzo wysokie normy do wypracowania. Zaprzecza, że listy nazwisk i norm są wywieszane, tak jak widzieliśmy na zdjęciach.
Według Alberta Heijna standardy te są obiektywną średnią sporządzoną przez niezależną zewnętrzną firmę. – Nic z tym dalej nie robimy. Używamy ich, aby zobaczyć, kto dostanie premię – mówi Van Grinsven jednak po naszych naleganiach przyznaje poniekąd. że problem z normami jest. – Znam emocje związane z normami. Dlatego w tym roku wyciągamy normę z oceny naszych pracowników – mówi.
– A z pracowników tymczasowych?
– Jeśli pracownik tymczasowy uważałby że na prawdę jest bardzo źle, to by odszedł.
Pracownicy agencyjni Albert Heijn Online, z którymi rozmawialiśmy, stwierdzili, że premie za spełnienie standardów nie istnieją. Tylko Łukasz mówi, że ten kto ma najlepsze wyniki otrzymuje czasami voucher do firmowej stołówki w wysokości trzech euro pięćdziesięciu centów.
“Bardzo ważne jest, że zadajecie te pytania. Pracownicy są naszym kapitałem”.
Spotykamy się z prezesem i założycielem Otto Frankiem van Goolem zaraz po jego urlopie i tuż przed lotem do Stuttgartu o godzinie 8:30 na lotnisku Schiphol w Amsterdamie. Podróżuje z Justyną Kooijmans, menedżerem HR firmy. Van Gool ma na nosie modne okrągłe srebrne okulary, a jego brązowo-szary zarost jest starannie przycięty. Mamy 35 minut na zadanie pytań, w uzupełnieniu trzech rozmów telefonicznych prowadzonych z jego samochodu. – Nasza historia jest następująca: potrzebujemy imigrantów zarobkowych dla holenderskiej gospodarki. Jest po prostu zbyt mało Holendrów, którzy mogą i chcą wykonać tę pracę – mówi.
Ilu z jego ludzi opuszcza Albert Heijn?
– Obieg personelu jest taki, jak w normalnej firmie. Dziesięć procent lub coś w tym stylu – odpowiada Kooijmans. A sam Van Gool stwiedza, że ludzie bardzo często wracają do Alberta Heijna. Gdy pytamy dlaczego jest tak wiele wakatów w magazynach online, odpowiada, że firma chce mieć najlepszych ludzi. ”
– Staraliśmy się przyciągnąć więcej Holendrów, ale ludzie nie chcą wykonywać takiej pracy. Wymagamy jednak pewnej elastyczności. Potem ci ludzie się nie pojawiają, albo to rzucają – mówi dyrektor ds. logistyki Van Grinsven.
Frank Van Gool nie dostrzega krytyki presji pracy, niepewnych harmonogramów i bycia nieodpłatnie w rezerwie. Kwestionuje stwierdzenia prawnika od prawa pracy Barta Maesa, że pracownicy czasami otrzymują zbyt niskie wynagrodzenie netto. – To stwierdzenie jest nieprawdziwe. OTTO przestrzega ustawowych przepisów, zgodnie z którymi w danym tygodniu może zostać potrącone z płacy ubezpieczenie zdrowotne i 25 proc. minimalnej płacy brutto za zakwaterowanie. Podane kwoty najmu są prawidłowe, ale zdaniem Van Goola niektórzy migranci płacą w rzeczywistości mniej ze względu na system podatkowy, w ramach którego można zrekompensować podwójne koszty mieszkaniowe – w kraju pochodzenia i w Holandii. Według niego oznacza to najem w wysokości od 200 do 250 euro.
– Oczywiście istnieją oczekiwania co do ilości pracy, ale nie różni się to od innych firm – kontynuuje. Według niego osoba otrzymuje trzygodzinną rekompensatę za pozostawanie w gotowości do pracy. Dwóch pracowników tymczasowych, z którymi rozmawiamy, uznaje to za „rezerwę biurową”, gdy pracownik musi czekać w zajezdni, aby sprawdzić, czy ma pracę. Tak się prawie nigdy nie dzieje. Częściej zdarza się, że ktoś musi być gotowy do ewentualnego wezwania w domu, bez żadnej rekompensaty. Na odcinkach wypłaty, które widzieliśmy, nie widać takiej pozycji. Van Gool nie przedstawia żadnych dowodów płatności. „Ze względu na prywatność swoich pracowników tymczasowych”.
Mówi, że kierownicy w żaden sposób nie wywierają presji na pracowników. Nie zgadzamy się też wcale ze stwierdzeniem, że co kilka godzin pogania się pracowników aby pracowali ciężej.”
Dyrektor OTTO jest przekonany, że rozmawialiśmy tylko z niezadowolonymi byłymi pracownikami. „Zawsze tacy będą. Nie ma w tym nic złego. Człowiek może narzekać, to jest w porządku. Każda skarga jest prezentem, który można wykorzystać, aby coś zmienić. Nie zmienia to jednak faktu, że satysfakcja naszych pracowników w Albercie Heijn wynosi 7,8 pkt.”.
Przyznaje jednak, że mieszkania pracownicze faktycznie pozostawiają trochę do życzenia. Jego zdaniem to rząd zaniedbuje tę kwestię.
Bardzo bezpieczna praca
W górnej części kokpitu w Geldermalsen znajduje się ekran telewizora, na którym można odczytać statystyki. “Jesteśmy najbezpieczniejsi w Holandii”, wyświetla się na biało z niebieskim napisem Albert Heijn. „Liczba wypadków w tym tygodniu: 1”. Jest to sprzeczne z tym, co usłyszeliśmy od pracowników. “Liczymy wypadki poważniejsze”, wyjaśnia Van Grinsven: wypadki, kiedy ktoś musiał przestać pracować i wrócić do domu. Podczas drugiego spotkania możemy zobaczyć rejestr wypadków w Albert Heijn. W biurze, ze względu na prywatność. Jest on prowadzony skrupulatnie: plik Excel z nazwiskiem, datą, opisem wypadku i rodzajem stosunku pracy. Chociaż pracownicy tymczasowi stanowią 40 proc. personelu, doświadczają 50 proc. wszystkich wypadków. Pracownicy zatrudnieni na stałe – 35 proc.
Prezes agencji OTTO podkreśla, że jego agencja pracy tymczasowej nie ma żadnego interesu w złym traktowaniu pracowników: “Bardzo dobrze, że zadajecie te pytania. Pracownicy są naszym kapitałem.” Pierwsze w pełni zautomatyzowane centrum dystrybucyjne AH jest w budowie i zostanie oddane w Zaandam w pierwszym kwartale 2019 roku. Holandia pod tym względem ucieka światu.
Różni pracownicy, z którymi rozmawialiśmy, wypowiedzieli swoje umowy o pracę z Albertem Heijnem. Wybrali inną pracę lub wrócili do ojczyzny, aby odzyskać siły. Inni zostali zwolnieni, niektórzy pracują dalej. „To był najbardziej stresujący okres w moim życiu, mówi Titus o swoim czasie spędzonym w centrum dystrybucyjnym w Geldermalsen. Górka chce ostrzec innych, żeby nie popełniali takiego samego błędu jak on. „Kosztowało mnie to pieniądze, czas i zdrowie”.
W letnisku w Lunteren i Uddel widzimy drzewa ozdobione dziesiątkami par butów. Sznurowadła związane ze sobą i przerzucone przez gałęzie. To taka tradycja. Po zakończeniu okresu pracy wrzuca się buty na drzewo. Aby pokazać: mogę wrócić do domu. Tyle, że wielu migrantów zarobkowych wraca rozczarowanych.
Polski udział migrantów zarobkowych w Holandii powoli spada. Podczas gdy liczba Bułgarów i Rumunów przybywających do kraju rośnie. Polscy okrzepli i mają coraz wuższe oczekiwania finansowe. OTTO Work Force od 2011 roku rekrutuje w ukraińsko-polskim regionie przygranicznym, gdzie nadal mieszkają osoby uprawnione do otrzymania polskiego paszportu. Można go użyć do rozpoczęcia pracy w Holandii.
Tekst został przygotowany przez dziennikarzy niezależnej platformy holenderskich dziennikarzy śledczych INVESTICO i pierwotnie opublikowany na jej stronie www oraz w amsterdamskim dzienniku De Groene Amsterdammer.
——
Czy masz problem z OTTO Workforce? Skontaktuj sie z Vrije Bond (vrijebond-arbeid@riseup.net – 0858778958). Pomozemy Ci bezpłatnie!